Nohavica szerzy się w krąg...

 

Jak się zaraziłem

    Nie pamiętam już, czego szukałem wtedy w internecie - całkiem przypadkiem na ekranie pokazał się sympatyczny długowłosy facet i zaczął śpiewać fascynującym głosem..

    Zasłuchałem się, potem zacząłem szukać jego innych piosenek i słuchałem, słuchałem -nawet w pracy. Kiedyś widocznie zbyt głośno, bo nagle drzwi się otworzyły, wpadła jedna z moich bardzo sympatycznych współpracownic z okrzykiem - "to pan słucha Nohavicy?" Zadziwiłem się potężnie, bo ów bard śpiewa po czesku, a moja koleżanka czeskiego ani w ząb - a nie miałem pojęcia, że jest on w Polsce znany, a co więcej - popularny.

    Jak się dowiedziałem, Jaromir Nohavica jest przede wszystkim świetnym i płodnym poetą śpiewającym głównie własne ballady, ale ponadto wspaniałym gawędziarzem, porywającym pełną słuchaczy salę w jakiś czarodziejski sposób. Teraz już w pełni świadomie szukałem dalszych i kolejnych NOHAVICOVYCH utworów - zresztą łatwo o nie, bo w interencie oprócz wielu pokazanych na Youtube, nawet sam Mistrz i Autor w jednej osobie publikuje kilkadziesiąt legalnie dostępnych do ściągnięcia piosenek na swojej stronie www. Ale pełna ekstaza - to dopiero słuchanie nagrań koncertowych Nohavicy ! Gra na zmianę na gitarze i małym akordeonie (tzw.heligonce) i śpiewa, śpiewa i porywa salę do wspólnej zabawy. Zmieniając styl, nastrój i głos czaruje, rozwesela, uszczęśliwia. Wiele jego piosenek, jego śpiewanych wierszy nosi silne autobiograficzne piętno, jest odbiciem przeżyć i pamięci autora, wspomina realia minionych lat, czasem niejasne dla Polaka, czasem wymagające komentarza. Nohavica opisuje jak pracował przy zbiorze chmielu, jak brali go do wojska, jak był zakochany.

Panie Prezydencie

    Gdy posłuchamy w czeskim oryginale piosenki "Panie prezydencie"! - a to właśnie jest jedna z bardziej lubianych pieśni Nohavicy - warto zwrócić uwagę na zastanawiający dla Polaka motyw refrenu:

    "nie po to wtedy dzwoniliśmy kluczami na placu" - o co tu chodzi Poecie?

    Otóż, gdy w 1989 roku w Czechosłowacji komunizm upadał, zmiatany przez "aksamitną rewolucję", w Pradze, na balkon jednego z okazałych domów przy Placu Wacława (Vaclavske Namesti) wyszli do tłumu Vaclav Havel - opozycjonista i późniejszy prezydent, emigracyjny bard opozycji Karel Kryl i hołubiony przez komunistyczne władze Karel Gott. Gdy niedawni przeciwnicy Gott i Kryll zaczęli wspólnie śpiewać czeski hymn, 300-tysięczny tłum zaczął na do widzenia komunizmowi dzwonić wyjętymi z kieszeni kluczami. Stało się to symbolem bardzo bliskim Czechom, a u nas zupełnie nieznanym.

    Trzeba jednak zaznaczyć, że pomimo tego refrenu, "NOHAVICOVY" oryginał nie jest wcale pieśnią polityczna, to taka prawdziwie czeska, nostalgiczna ballada, istna modlitwa pełnego ufności prostego człowieka, takiego szarego "Homolki", do wszechwiednego Prezydenta-Zbawiciela, który go zrozumie, obroni, uratuje. Ta piosenka nieodparcie przypomniała mi cudowny obraz Riepina "Kozacy piszą list do cara" - ta sama wiara w wszechmoc władzy, i ta sama treść listu - przyziemne problemy dnia codziennego.

   W Polsce znamy tę świetną piosenkę w tłumaczeniu Daukszewicza, który przerobił ją na polityczny song, dając jej zupełnie inny wydźwięk. W tej swojej wersji, Daukszewicz zwraca się z politycznymi prośbami do znanego nam, wiecznie nadąsanego prezydenta, który wiele mógłby, ale nie chce.

Cieszyńska

    Urodzony i wychowany na ziemi cieszyńskiej, na pograniczu, Nohavica mówi także po polsku i po rosyjsku - i w tych językach także chętnie śpiewa. Jego wiersze i pieśni przekraczają granice i są adaptowane i śpiewane przez wielu innych wykonawców.

    Zacząłem zarażać Nohavicą swoje otoczenie - i trzeba przyznać - zarażają się chętnie! Pewna miłośniczka NOHAVICOVYCH pieśni, zobaczywszy po raz pierwszy na ekranie, jak śpiewa on jej ulubioną "Tesinskou" ("Cieszyniankę") stwierdziła, że Nohavica wygląda jak wielki, wyrośnięty, sympatyczny i uśmiechnięty Asterix. Faktycznie - w tym coś jest! Nohavica jest jednak w przeciwieństwie do Asterixa wysoki i ma w sobie o wiele więcej czaru. Ale wróćmy do ulubionej ballady owej wspomnianej Pani. To westchnienie do minionych czasów, do ich czaru i spokoju - ale i do ludzkiej niewiedzy co do przyszłości. Wszak wkrótce po opisywanej w piosence idylli spokojnego, drobnomieszczańskiego życia wybuchła wojna, która zmiotła spokój domowego ogniska, spaliła Żydów, a introligatorów wysłała na front. (Tekst piosenki w polskim przekładzie na następnych stronach).

    Nie ma dobrej wojny, może być tylko dobry pokój i do niego wzdycha nostalgicznie Nohavica, ostrzegając w przewrotnym zakończeniu, że na szczęście(!) nie wiemy, co nas czeka.

Smutny i wesoły

    Nohavica - choć sam jest tak świetny w swojej twórczości, czerpie pełnymi garściami inspirację z bliskich mu piosenek innych. W jego wykonaniu możemy poznać jakże inne i świeże wersje pieśni Wysockiego i Okudżawy, często zresztą śpiewa także i po rosyjsku i po polsku. Dwie moje ulubione piosenki to "Peterburg" i "Sarajewo" - obie mimo nie-czeskich lokalizacji napisane przez Nohavicę, obie o miłości i obie przepiękne. No i mój ulubiony "Remorker"(holownik) - który tak mi się spodobał, że przetłumaczyłem go jako "Gondolę" na język polski. (Tekst polskiego przekładu - obok).

    A jak komuś smutno po tych piosenkach - to polecam inne, wesołe i niesamowicie porywające piosenki jak "Ostrava" - o jego ojczystym mieście czy śpiewana celowo strasznym slangiem pieśń kibiców - "Fotbal". Jak się tego słucha - to aż nogi same skaczą! Nohavica dodał też do kanonu czeskich piosenek zasłyszaną w Polsce i przetłumaczoną przez siebie znaną przyśpiewkę "Przepijemy naszej babci domek mały", którą obecnie z niezmiennym sukcesem śpiewa na wielu koncertach. Świetne i urocze i pełne humoru są też jego piosenki o zwierzątkach - "Metro krecików" czy "Marsz trzech świnek" - to po prostu trzeba usłyszeć! "Zające" - to dla odmiany smutna ballada bohaterska, o Zającach, które idąc na śmiertelny bieg z myśliwymi, są pełne niezachwianej nadziei, że jednak kiedyś ci mniejsi - zwyciężą!

    To wszystko można znaleźć na świetnie zbudowanej i bardzo bogatej internetowej stronie Jaromira Nohavicy.

Język czeski

    Ktoś powie - po co mi to, po czesku nie rozumiem, a w ogóle czeski język jest śmieszny! Ta kwestia wymaga nieco szerszej odpowiedzi. Po pierwsze niemal każda piosenka czy właściwie wiersz Jaromira Nohavicy ma już piękne polskie, literackie tłumaczenie. Ponadto w wielu przypadkach Nohavica śpiewa na koncertach po polsku! Ponadto język czeski wcale nie jest trudny do zrozumienia, gdy się w niego wsłuchać. A czy jest śmieszny? Jest tak samo śmieszny dla Polaka, jak język polski dla Czecha - oni być może tylko bardziej delikatnie odnoszą się do swoich sąsiadów.

    Każdy na pewno zna pseudoczeskie zwroty, jak "Zachlastania fifulka" (ma to znaczyć "Czarodziejski flet") czy "Szmaticzka na patyczku" (rzekomo "chorągiewka") Dla Czecha nie brzmi to ani po czesku, ani śmiesznie.

    Czesi za to płaczą ze śmiechu słysząc polskie "silne wiatry z zachodu" (po czesku znaczy to "silne wiatry z ...klozetu!") lub nawet słowo "kaloryfer". Nasi południowi sąsiedzi podobnie jak i my śmieją się do rozpuku z "pseudopolskich" tekstów: "w szeregu zbiórka" - to po polsku podobno "Prosze pana, pan za pana, szup szup!", a na pociąg pośpieszny według dowcipnisiów mówimy: "szilena (szalona) maszyna". Czy kogoś z Państwa to śmieszy? Czy to w ogóle brzmi po polsku? No właśnie. Identycznie jest z dowcipami o języku czeskim. Miejmy więc nieco zrozumienia dla naszych Braci zza Karkonoszy - ich język jest też piękny jak i nasz, trzeba go tylko chcieć poznać.

Rok Diabła

    Czesi nakręcili w 2002 roku nagradzany i kultowy już u nich film z udziałem Jaromira Nohavicy. Zdobyłem płytę i zacząłem oglądać "Rok diabła" niemal z wypiekami. Okazało się, że jest to częściowo fikcyjna, stylizowana na dokument biografia Nohavicy i muzyków, z którymi tworzył. Nasz bohater, jako alkoholik na odwyku, wygłasza w tym filmie świetną "Teorię wzgórza Nohavicy" Według niej, każdy człowiek chlejąc idzie w górę po zboczu własnego, osobistego wzgórza, którego nie zna i nie widzi. Może pić ile wlezie - dopóki nie dojdzie do szczytu. Jeśli tam dojdzie - pozostaje mu już tylko upadek, nie ma odwrotu, zaprzestanie picia też niczego nie da. Problem jest w tym, że nikt wcześniej nie wie, jak wysokie jest jego wzgórze!
Muszę przyznać, że ta teoria bardzo mi się podoba!
Fakty przeplatają się w tym filmie z fikcją, a nawet fantazją i choć świetnie pokazany jest tam wycinek czeskiej rzeczywistości, to mnie osobiście ten film zawiódł - jakość sfilmowanych występów Nohavicy jest akustycznie kiepska. Być może to celowe działanie reżysera filmu, ale mnie razi. Ale dla zarażonego Nohavicą - film jest OBOWIĄZKOWY!.

Podróżnik, kpiarz i liryk

   Nohavica jest bardzo popularny. Jeździ nieustannie z koncertami, ostatnio śpiewał w Londynie, Dublinie i w USA, bywa także w Polce. Ze smutkiem dowiedziałem się, że śpiewał w teatrze królewskim w Łazienkach - kilka dni przed tym, gdy się zaraziłem.. A mogłem przecież być na koncercie!

   No, ale podróże kończą się czasem smutno, jak w skocznej pieśni dziadowskiej o Vilemie Fusku, któremu podarły się spodnie. Z butiku go wyrzucili za nędzny wygląd, więc pojechał kupić nowe spodnie na bazar do polskiego Cieszyna. Cóż, kiedy wycieczka okazała się raczej nieudana, bo na zatłoczonym bazarze zadeptał go tłum kupujących! Jeśli Jaromirovi Nohavicy grozi zadeptanie, to tylko przez tłum jego wielbicieli - zobaczcie na Youtube.com jak szaleją w czasie jego koncertów! A bilety ciągle wysprzedane, nawet na specjalne koncerty dla dzieci. A na zakończenie nim zachęcę Państwa do poszukania nagrań w internecie - wspomnę jeszcze jedna piosenkę - wesołą, beztroską o tym, co będzie gdy autor piosenki "odwali kitę" - jak mówi polskie tłumaczenie. Śmierć bynajmniej go nie stresuje - "to będzie pięknie, fajne i piękne, aż już w końcu definitywnie zdechnę". Ten wieczny kpiarz nie stroniący niekiedy w swoich piosenkach od ociekającego rynsztokiem slangu, częściej jest jednak uczuciowym lirykiem, delikatnym i wzruszającym. Serdecznie namawiam - zachorujcie i Wy - warto!


Władysław Szarski

TESINSKA - CIESZYNIANKA
Przekład Renaty Putzlacher

Gdybym się urodził przed stu laty
w moim grodzie
U Lariszów dla mej lubej rwałbym kwiaty
w ich ogrodzie.
Moja żona byłaby starsza córką szewca
Kamińskiego, co wcześniej we Lwowie by mieszkał.
Kochałbym ją i pieścił
chyba lat dwieście.
Mieszkalibyśmy na Sachsenbergu,
w kamienicy Żyda Kohna,
najpiękniejszą z wszystkich cieszyńską perłą
byłaby ona.
Mówiąc - mieszałaby czeski i polski,
szprechałaby czasem, a śmiech by miała boski.
Raz na sto lat cud by się dokonał,
cud się dokonał.
Gdybym sto lat temu się narodził
byłby ze mnie introligator
U Prochazki bym robił po dwanaście godzin
i siedem złotych brałbym za to
Miałbym śliczną żonę i już trzecie dziecię,
w zdrowiu żył przez trzydzieści kilka lat na tym świecie
I całe długie życie przed sobą,
całe piękne dwudzieste stulecie
Gdybym się urodził przed stu laty
i z tobą spotkał
U Lariszów w ich ogrodzie rwałbym kwiaty
dla ciebie, słodka.
Tramwaj by jeździł pod górę za rzekę,
słońce by wznosiło szlabanu powiekę
A z okien snułby się zapach
świątecznych potraw.
Wiatr wieczorami niósłby po mieście
pieśni grane w dawnych wiekach.
Byłoby lato tysiąc dziewięćset dziesięć,
za domem by szumiała rzeka.
Widzę tam dzisiaj nas - idących brzegiem,
mnie, żonę, dzieci pod cieszyńskim niebem.
Może i dobrze, że człowiek nie wie,
co go czeka.

REMORKER(HOLOWNIK) - GONDOLA
(tlum. Władysław "Valle" Szarski)

Tyle już lat
Od naszego pierwszego całusa,
Gdy cały świat
Tak piękny był.

Nasz pojazd drogą
Błądzi i zatacza się,
Ja zawsze wiedziałem
Ze kocham cię.

Nad Wrzesiną
Chmurki płyną.
Ty pijesz kawę
Ze słodką miną.
Ty starsza pani,
Ja starszy pan,
Skoczymy na tobogan.

I prosto z nieba,
Tuż obok siebie,
Skoczymy do wody
Nie czując chłodu.
I w pocałunkach
Radośnie śnię,
Że ty mnie kochasz
A ja kocham cię.

Pojedziemy tam gdzie słońce praży.
Wystawimy na to słonce twarz.
Usiądziemy blisko siebie,
W słońcu będzie nam jak w niebie.
Praż, słońce praż..

Ja przytulę cię i pocałuję.
Zatracimy się w objęciach swych.
Koncert cykad cale dnie,
A ja powiem kocham cię
Już tysiąc lat.

Białe fale, białe,
Omywają twarz.
Miła, moja miła
Czy na pewno mnie kochasz.
Serce moje woła,
A słonce jak gondola
Zwolna wpływa
W ten port nasz.

do góry